Osiemnaście lat – tyle liczył Georg Berens, kiedy ostatnio przebywał w Bochni. Był kwiecień 1945 roku, podobnie jak inni żołnierze niemieccy wycofywał się z frontu wschodniego. W okolicach Tarnowa wraz z 6 kolegami rozdzielili się ze swoim batalionem, kiedy dotarli do Bochni mieszkańcy ostrzegli ich, że w mieście są już żołnierze rosyjscy i pomogli przejść opłotkami miasta dalej w stronę Krakowa.
Szli od północnego wschodu, tuż przed miastem zostali ostrzelani przez Rosjan. Z ukosa zeszli z góry i trafili na szeroką i gęsto zabudowaną ulicę Bochni (zapewne Trudną). Tutaj napotkali starsze osoby – trzy lub cztery kobiety i dwóch mężczyzn, którzy ostrzegli, że w mieście są Rosjanie. Georg Berens pamięta wypowiedziane przez jedną z kobiet łamanym niemieckim zdanie „Wy byliście źli, ale to co nadchodzi jest gorsze”. Nie wiadomo, co nimi powodowało, czy litość dla młodziutkich chłopców (mieli od 18 do 22 lat), czy wcześniejsze zachowanie Rosjan, dość, że pomogli siedmiu niemieckim żołnierzom 3 batalionu 544 dywizji piechoty wydostać się z miasta i pokierowali ich dalej na Kraków. Była I połowa kwietnia 1945 roku.
Przyszło mi dorastać w trudnych czasach, kiedy miałem 12 lat wcielono mnie, jak innych młodych chłopców, do Hitlerjugend, wciśnięto w dłoń łopatę i kazano budować drogi. Kiedy sprawy na froncie miały się źle, łopatę zamieniono na karabin i wysłano na wojnę. Byłem żołnierzem łączności i miałem bardzo dużo szczęścia, koledzy obok padali jak muchy, ja jakoś zawsze wychodziłem cało z najgorszego ostrzału. Potem odwrót, gdyby nie pomoc mieszkańców Bochni nigdy nie wróciłbym do domu, a choć momentami wydawało się to zupełnie niemożliwe, przecież wróciłem i żyję do dziś. Jestem bardzo wdzięczny, nigdy nie przypuszczałem, że odwiedzę jeszcze Bochnię, nie wiem czy jest choć cień szansy aby odnaleźć rodziny tych, którzy nam wtedy pomogli, ale chciałbym aby społeczeństwo tego miasta wiedziało, że były wśród nich osoby o wielkim sercu i harcie ducha.
Georg Berens wyraził swoją wdzięczność w sposób wymierny, przekazując kwotę 1 000 euro na działalność statutową Miejskiego Centrum Dzieci i Młodzieży „Ochronka”.
Jeśli w Państwa domach krąży rodzinna opowieść o tym jak przodkowie – babcie, dziadkowie, może rodzice – pomogli wydostać się zagubionym niemieckim żołnierzom z wypełnionej Rosjanami Bochni, prosimy o kontakt z Referatem Promocji i Rozwoju Miasta Urzędu Miejskiego, ul. Kazimierza Wielkiego 2, tel. 14 614 91 50, 14 614 91 51, e-mail: promocja@um.bochnia.pl.
Jakie były dalsze losy Georga Berensa? Po wydostaniu się z Bochni przeszli obok Krakowa, kilkadziesiąt kilometrów dalej Georg Berens został postrzelony trzykrotnie, miedzy innymi w nogę i kark, to ostatnie spowodowało częściowy paraliż. Trafił do szpitala naprędce zorganizowanego w szkole, tam opatrzony został odesłany ciężarówką wraz z innymi ciężej rannymi. Mieli trafić do szpitala stacjonarnego, jednak tak się nie stało, napór Rosjan był tak szybki, że postanowiono jechać dalej pod granicę czeską, tam załadowano ich do pociągu z amunicją, którym mieli dostać się do Pragi, kiedy stało się jasne, że z Pragi Niemcy też się wycofali, pociąg pokierowano do granicy niemieckiej, na wieść o tym motorniczy – z pochodzenia Czech, zatrzymał pociąg i uciekł. Stali tak w szczerym polu w pociągu wypełnionym amunicją, na ich szczęście w niedługim czasie przechodzili tamtędy niemieccy żołnierze wycofujący się z frontu, jeden z nich potrafił nawigować pociągiem i to on właśnie dowiózł ich w pobliże rzeki Elby. Przez Elbę możliwa była jedynie przeprawa wpław, z pomocą kolegi Georgowi Bernsowi udało się przepłynąć, stamtąd przedarli się do strefy opanowanej przez Amerykanów, dostali się do niewoli, Berensa leczono w tamtejszym szpitalu, po czym, 25 maja 1945 roku, skierowano do rodzinnego miasta, do pracy w kopalni. Tak zakończył przymusową przygodę z wojskiem. Pytany jak ocenia ówczesna politykę III Rzeszy mówi: „Myślałem stale, żeby tylko nie umrzeć na froncie i nie zostać zasłużonym dla III Rzeszy, wielu z nas tak myślało, ale nie wolno było o tym mówić nawet po cichu, był w dowództwie taki, który tylko nadstawiał ucha i zaraz eliminował takich żołnierzy”.
W 1954 roku Georg Berens spotkał kolegę z bataliou. Z jego relacji wynika, że cały batalion niedaleko Krakowa został otoczony i wzięty w niewolę przez Rosjan. Żołnierzy gnano do Kazachstanu do obozu jenieckiego. Z 10 000 żołnierzy pojmanych do niewoli do Kazachstanu dotarło 2 000, reszta zmarła od ran, z wycieńczenia, głodu.