Dzisiaj przypada 24 rocznica ogłoszenia w Polsce stanu wojennego. Wczoraj niemal wszystkie programy informacyjne podały wyniki badań ośrodków badawczych, mówiące ze dokładna datę tego tragicznego w najnowszej historii Polski dnia zna mniej niż połowa ankietowanych Polaków… w roku, w którym tak uroczyście obchodzono 25. lecie Solidarności. Czy my bochnianie pamiętamy ten dzień i jak go zapamiętaliśmy? Był mroźny, czy słoneczny? – dla każdego, kto był świadomy tego co się dzieje był i pozostał ponury. Nawet nieduże dzieci z osiedla Świętego Jana (wtedy Jana) wiedziały, że coś jest nie tak, bo rodzice, przeważnie ojcowie nie wrócili z pracy do domu.
Józef Mroczek wspomina: W latach 1980-1981 byłem przewodniczącym KZ NSZZ "Solidarność" w Kopalni Soli w Bochni. Organizacja związkowa obejmowała prawie 95% blisko 700 osobowej załogi kopalni. (…) O wprowadzeniu stanu wojennego dowiedziałem się od zapłakanej matki, która wróciła z kościoła. Pamiętam jak małe dzieci brata narzekały, że telewizja nie nadała porannych bajek. Dla mnie ogromnym problemem stał się powrót do Bochni, gdyż nic funkcjonowała komunikacja. Zacząłem intensywnie poszukiwać taksówkarza, który by mnie zawiózł, ale nie było chętnego. Dopiero po paru godzinach udało mi się namówić jednego za niemałe pieniądze. Był mocno wystraszony, gdy przejeżdżaliśmy przez Śląsk; na ulicach, a zwłaszcza na rogatkach miast stało pełno wojska i czołgów. Po paru godzinach, nic zatrzymywani, dojechaliśmy w końcu do Bochni. W mieszkaniu, które wtedy wynajmowałem, dowiedziałem się od wystraszonej właścicielki, że 12 grudnia o godz. 11 w nocy przyszła po mnie milicja. Wtedy zabrałem parę niezbędnych ubrań, mały telewizor i szybko wyszedłem. Noc spędziłem w pobliskim Zakładzie Przetwórstwa Hutniczego (obecnie "Stalprodukt"). Już wtedy działał tam komitet strajkowy, gdyż był to zakład o produkcji ciągłej i protest rozpoczęła nocna zmiana. Na czele stali Orzeł, Oleksiński i Uczkiewicz.
W poniedziałek, 14 grudnia, wcześnie rano przedostałem się do swojej kopalni. Zwołałem szybko Komisję Zakładową, a zaraz potem w dużej sali odbyło się spotkanie załogi. Większością głosów podjęliśmy uchwałę o ogłoszeniu strajku okupacyjnego. Część ludzi była mu jednak przeciwna. Wspierali mnie mocno mój zastępca, nieżyjący już Bolesław Nakielny i Krzysztof Jodłowski oraz Sylwester Jachowicz. Cały teren kopalni został zablokowany, tuż za bramami utworzyliśmy barykady z koparki i spychacza. Rano ksiądz z parafii św. Mikołaja odprawił dla nas Mszę Św. na dużej sali. To podniosło trochę ludzi na duchu. O godzinie 10 rano zaczęli z nami pertraktować wojskowi, byli też mocno wystraszeni, bo pod ziemią mieliśmy 3 tony dynamitu. Rozpuściliśmy wtedy plotkę, że jak nas zaatakują, to wysadzimy kopalnię w powietrze. Oczywiście była to bujda, gdyż od razu zabezpieczyliśmy magazyn z materiałami wybuchowymi. Uzgodniliśmy, że rotacyjnie jedna zmiana załogi pójdzie do domu po prowiant i umyć się, a po jej powrocie druga zrobi to samo. Puściliśmy też kobiety z administracji. W momencie, gdy część ludzi poszła, nastąpił atak. Jak ludzie zobaczyli wojsko i milicję, zaczęli panikować. Najpierw przez mur przeskoczyła kilkudziesięcioosobowa grupa uderzeniowa. Szybko opanowali różne pomieszczenia większość z nich zdewastowali. Pracownicy nie stawiali oporu, kilku ludzi zostało jednak pobitych. Większość załogi, ok. 250 osób, zaczęło się koncentrować na dużej sali. Po pewnym czasie grupa uderzeniowa wycofała się, a na teren kopalni wkroczyło ZOMO. Dowodził nim, o ile dobrze pamiętam, pułkownik Ceglarski…
Wspomnienie Jerzego Orła: Dzwonię na wydziały i informuję o strajku. Jest godz. 4.30 Wydział P2 staje od razu, wydział P1 stopniowo po wyjechaniu blachy z pieców. (…) Słuchamy radia – nie są nadawane wiadomości o 4- tej i 5-tej. Około 5.30 przybywa dyrektor Henryk Holota. Siedzimy w pomieszczeniu Komisji Zakładowej i dyskutujemy. Jest nas kilkanaście osób. O godzinie 6-tej spikerka w radiu informuje, że za chwilę będzie specjalny komunikat. Przemawia generał w ciemnych okularach.
Pierwszych słów słuchamy w napięciu, kiedy mówi o zawieszeniu związków jedna z kobiet nie wytrzymała i syknęła s*********. Przemówienie jest nagrywane na taśmę magnetofonową. Po zakończeniu przemówienia kilka urywanych zdań komentarza. Każdy z nas przeżywa to wewnętrznie. Dyrektor pyta: co robicie. Odpowiadamy, że strajkujemy dopóki wszyscy działacze związku nie zostaną uwolnieni. Wychodzi do swojego gabinetu. W między czasie przybywa W. Bawolski. (…) Witek Bawolski otrzymuje połączenie z "S" w KM HiL, ale żadnych nowych szczegółów się nie dowiaduje poza tym, że huta już stoi. Nocną zmianę jeszcze puszczamy do domów, aby się przygotowali na strajk., ale nie wszyscy idą. Część zostaje aby nam pomóc. Przychodzi starsza kobieta i mówże każde pokolenie musi ponieść swoje ofiary, w czasie wojny uszyła biało -czerwone opaski dla AK teraz uszyje dla nas. Jesteśmy wzruszeni. Robimy zebrania dla nowej zmiany i informujemy o sytuacji. Przemawia najczęściej Bawolski. Nikt nie protestuje przeciwko strajkowi.(…)
Do Komisji przychodzi kilka osób z miasta chcąc się zorientować co się dzieje. Wysyłamy gońca na plebanię, aby przyjechał ksiądz i odprawił mszę św. dla pracowników. Przyjeżdża ksiądz, który jest akurat na misjach w Bochni i odprawia mszę św. wygłaszając homilię o godności ludzkiej. We mszy nie uczestniczę z e względu na nadmiar spraw. Wcześniej około 11-tej przychodzi do zakładu I-sekretarz KZ PZPR Jan Klassa. Rozmawiam z nim krótko informując o sytuacji. Nie robimy specjalnego Komitetu Strajkowego. Wyznaczam odpowiedzialnych za: straże, porządek, wyżywienie itp. Z bramy meldują, że przyszedł pracownik SB z Tarnowa mający pod opieką nasz zakład niejaki Janikowski i chce się widzieć z dyrektorem. Odprowadzono go od bramy do dyrektora i z powrotem, aby się nie plątał po zakładzie.
Ponieważ ranna zmiana przyszła do pracy nieświadoma tego co się dzieje i nieprzygotowana na dłuższy pobyt w zakładzie ustalamy, że pracownicy z tej zmiany pójdą jeszcze do domu. Kontaktujemy się z MPK i za około pół godziny autobusy mające odjechać z pod huty są na terenie zakładu, aby nikt im przypadkiem nie utrudniał jazdy. O 14 tej wyjeżdżają wraz z pracownikami na swoje normalne kursy. W godzinach popołudniowych przychodzi do nas przewodniczący "S" w kopalni Soli Józef Mroczek. Stan wojenny zastał go na Śląsku u rodziny. Przyjechał do Bochni taksówką. W telewizji nadają komunikaty. Kto kieruje akcją protestacyjną podlega karze. Słucham i niewiele z tego dociera do mnie. Jeszcze wierzę, że to wygramy, ale zaczyna docierać do mnie, że być może trzeba będzie za to zapłacić. Jeszcze nie wiem jaką cenę, ale trzeba będzie. Myśli kierują się ku rodzinie, znajomym.
Zaraz w niedzielę koło siódmej rano zadzwoniłem do domu odebrała telefon mama. Powiedziałem, że jest stan wojenny i że jest u nas strajk, żeby się nie martwiła, że wygramy. Jeśli by rozsiewano jakieś plotki o tym, że mnie aresztowano lub tym podobne żeby nie wierzyła. Odłożyłem słuchawkę, za chwilę zadzwonił od rodziców brat. Co się dzieje ? Włącz sobie radio o pełnej godzinie to się dowiesz. Krótko wyjaśniam.
Reszta niedzieli upłynęła spokojnie. Ewakuowano dokumentację z delegatury wyniosła ją Genowefa Bielecka . Nadal mamy łączność z "S" z KM HiL. O 10 tej wieczór przychodzi nowa zmiana. Znowu zebrania informacyjne. Ludzie przyjmują strajk ze zrozumieniem. Około północy kładę się na kilka godzin spać w śpiworze na podłodze. Zmęczenie jest silniejsze od napięcia- zasypiam.
A później była pacyfikacja strajku w Kopalni Soli (14 grudnia) i Zakładach Kamionkowych, aresztowania, internowania, wieloletnie ukrywanie się… ale jak na stworzonej przez siebie witrynie internetowej pisze J. Orzeł "13 grudnia 1981 roku stan wojenny zamroził (ale nie powstrzymał) solidarnościowy pochód do wolności."
Wykorzystano fragmenty wspomnień z www.bochnia.inv.pl Archiwum Bocheńskiej Solidarności.
11 września 2005 roku pragnąc uczcić 25. lecie NSZZ Solidarność jej dawni i obecni działacze poświęcili tablicę pamięci ks. Jerzego Popiełuszki, dokładnie w tym miejscu przy bazylice Św. Mikołaja, gdzie na krzyżu misyjnym zamieszczono niegdyś nielegalnie zdjęcie z podobizną księdza – męczennika.