Miasto

I Liceum na Ukrainie

print

Po raz kolejny klasy humanistyczne z bocheńskiego I LO uczestniczyły w obozie naukowym na Ukrainie. Podobnie, jak w latach poprzednich bazami wypadowymi były Lwów i Kamieniec Podolski, a szlak wyznaczała powieść Henryka Sienkiewicza „Ogniem i mieczem”.

W pierwszym dniu obozu sprawnie dotarliśmy do Lwowa – relacjonuje Jerzy Pączek – by skupić się na zwiedzaniu starówki. Nie mogło na naszej trasie zwiedzania zabraknąć lwowskiej katedry, katedry ormiańskiej i katedry greckokatolickiej św. Jura. Wędrując po lwowskim rynku oczywiście dotarliśmy pod gimnazjum, które ukończył Bohdan Zenobi Chmielnicki. Wieczorem opuściliśmy piękny i nieco zaniedbany Lwów i ruszyliśmy w drogę, przez Tarnopol i Czortków do Kamieńca Podolskiego. Przemierzanie ukraińskich dróg uświadomiło nam, że są drogi gorsze od naszych.

Kamieniec zachwycił nas przede wszystkim swoim niezwykłym położeniem nad Smotryczem i przepięknym zamkiem, który przez stulecia był główną polską strażnicą na południowej granicy. Po wstępnych zajęciach historycznych przyszedł czas na zwiedzanie miasta z jego niezwykłą katedrą z wzniesionym podczas 27 lat tureckiej okupacji (gdy katedra była meczetem) minaretem, obecnie ozdobionym złoconą figurą NMP. Z miasta przez most turecki dostaliśmy się na zamek dzielnie niegdyś broniony przez Jerzego Michała Wołodyjowskiego. Wystrój zamku nieco nas rozczarował, ale fortyfikacje zamkowe i widok z zamku z nawiązką to wynagrodził. Dopełnieniem zwiedzania Kamieńca był pobyt w Bakocie nad rozlewiskami Dniestru. Wędrując nad urwistym, poprzecinanym parowami brzegiem Dniestru łatwiej nam było zrozumieć słowa wieszcza "wpłynąłem na suchego przestwór oceanu".

Drugi dzień pobytu w Kamieńcu przeznaczyliśmy na zwiedzenie okolic miasta. Pierwszy na trasie znalazł się Borszczów niewielkie miasteczko odległe od Kamieńca około 40 kilometrów. Przywiodły nas tutaj plany współpracy Bochni z tym właśnie ukraińskim miastem. Przyjęto nas bardzo serdecznie, zwiedziliśmy centrum miasteczka, odwiedziliśmy jedną ze szkół średnich, w której spotkała nas spora niespodzianka. Okazało się, że na Ukrainie wakacje rozpoczęły się 1 czerwca i trwają …. trzy miesiące.

Z Borszczowa wyruszyliśmy przez związane z konfederacją barską i uwiecznione przez Zygmunta Krasińskiego w „Nieboskiej komedii” Okopy Św. Trójcy do Chocimia. Zamek chocimski, który zapisał się dwukrotnie w naszej historii podczas walk z Turkami w 1620 i 1673 r. zaskoczył nas swoim dobrym stanem zachowania i wspaniałym położeniem nad rozlanym Dniestrem. Przekraczając Dniestr znaleźliśmy się na dawnych ziemiach tureckich w odległości 40 kilometrów od granicy rumuńskiej. Tutaj w pobliżu, nad Zbruczem znajdowała się wschodnia granica II Rzeczypospolitej. Tu w okopach Chocimia w 1621 r. układ z Turkami podpisał właściciel Nowego Wiśnicza Stanisław Lubomirski.

Nasza powrotna droga do Lwowa prowadziła przez Trembowlę, Zbaraż, którego Chmielnicki nigdy nie zdobył, ale przed którym stoi dzisiaj na pomniku, do Krzemieńca. Tutaj w dawnym dworku Juliusza Słowackiego mogliśmy obejrzeć naprawdę ciekawą ekspozycję … przywiezioną z Polski. Obok dworku po drugiej stronie ulicy trwa renowacja budynków pozostałych po słynnym Liceum Krzemienieckim. Wprawdzie w budynku mieści się również obecnie szkoła, ale niewiele pozostało po wspaniałej fundacji Czackiego i Kołłątaja. Dawny piękny kościół szkolny jest odnawiany z przeznaczeniem na cerkiew. Z Krzemieńca wyruszyliśmy do Ukraińskiej Częstochowy, czyli przepięknej Ławry Poczajowskiej, fundacji oryginalnego magnata Mikołaja Potockiego. Kto nie widział Poczajowa musi uwierzyć na słowo – robi wrażenie.

Kolejne przyjemne zaskoczenie, nowa piękna droga z Kijowa do Lwowa biegnąca przez Brody. Drugiej takiej na Ukrainie nie widzieliśmy. W ten sposób nadspodziewanie szybko znaleźliśmy się znowu we Lwowie. Tutaj spędziliśmy następne dwa dni, z dłuższym wyjazdem do pobliskiej Żółkwi niegdyś pięknego centrum dóbr Żółkiewskich, ze strony matki rodziny Jana III Sobieskiego. Ulubionej rezydencji króla. Miasto do dzisiaj, mimo zniszczeń, dewastacji i zaniedbań, robi duże wrażenie przypominając pobliski, choć oddzielony granicą Zamość.

Niestety z powodu prawosławnych świąt Zesłania Ducha Świętego musieliśmy ograniczyć się tylko do zwiedzenia wspaniałej Opery Lwowskiej, bliźniaczo podobnej do teatru im. J. Słowackiego w Krakowie. Nie zdołaliśmy także zobaczyć jednej z największych polskich kolekcji malarstwa polskiego w Lwowskiej Galerii Obrazów. Na szczęście żadnych problemów nie napotkaliśmy w czasie zwiedzania Cmentarza Łyczakowskiego, prawdziwej polskiej nekropolii narodowej, by wspomnieć tam pochowanych: Marię Konopnicką, Władysława Bełzę, Stanisława Szczepanowskiego, Juliana Ordona, Artura Grottgera i tysiące innych tworzących polską kulturę XIX i XX w. Nie mogło nas także zabraknąć w kwaterze Orląt Lwowskich, otwartej po długich targach z władzami Lwowa. Oby prorocze dla Polaków i Ukraińców okazały się słowa na cmentarnym łuku triumfalnym "Umarliśmy abyście mogli żyć w pokoju".

print
[admin]

Następny artykuł

Poprzedni artykuł

ZNAJDŹ NAS NA:

Kamery online
Zobacz bocheński Rynek

Kamery

Zmień strefę Miasto

Miasto

Zmień strefę Turystyka

Turystyka
Accessibility